21 grudnia 2009
Zimno
Z drugiej strony dnia
Noc rozkłada żagle
Dmucha zimne płatki
W lodowate kwiaty
Ktoś podrzucił prezenty
Kot piecuch z kanapy?
Mama z rękami w mące?
Los jedynej nocy
Każe wierzyć
- jest nadzieja
17 listopada 2009
Litościwie
Wszyscy jesteśmy więźniami, ale jedni siedzą w celach z oknami, inni w celach bez okien.
- Khalil Gibran
Jeśli powiedziałabym ci co myślę, byłbyś zaskoczony
Jeśli zrobiłabym coś nieprzemyślanego, byłbyś przerażony
Oszczędzę cię dziś i jutro
Pojutrze – nie wiem
Może zachowam siebie tylko dla siebie?
Dla twojego świętego spokoju
I mojego zagubionego „ja”
4 listopada 2009
Dwa bieguny
Puk, puk – zamknięte.
Nie zauważyłam kartki na drzwiach – „Z powodu choroby…”
Rozczarowanie, niezadowolenie, nieporozumienie, a przecież są telefony. Jeden telefon i nie biegłabym znów myśląc, że się spóźnię. Przygotowałam się na spotkanie, jak zwykle z duszą na ramieniu przeanalizowałam wszystkie wątpliwości z poprzedniego spotkania i poukładałam na półkach w głowie. Cześć notatek miałam w notesie. Chciałam się zmienić, a że traktowałam nasze spotkania jak zadanie na zasadzie uczeń – nauczyciel, aczkolwiek robiliśmy w pokrewnej profesji, rzadko miałam totalną pustkę w głowie. Nauczyciel też człowiek, zawiódł. Może chorować, oceniać, czuć znudzenie i bezsens nauki. Parę razy mi to naszkicował, ale uczucia i wnioski zostawił dla siebie w brutalnej rzeczywistości: terapeuta – klient.
Dwa kroki w przód i znów się cofamy. A ja szybko zapominam. Dopóki jestem na bieżąco, nie mam problemów z mówieniem, dopiero zaburzając rytm niedyspozycją, zapada cisza. Tak było ostatnio. Pamięta pan? Nie umiałam określić, co się stało, jak i zdecydować się, o czym będziemy rozmawiać. Pustka. Cisza przez jedno spotkanie, przez brak telefonu. Pan ma oczywiście swoją własną teorię, która nawet trzyma się kupy. Pod pustką kryją się drzwi, mocne, które dodatkowo knebluje woda. Za drzwiami są powinności, uprzejmości podobne temu uprzejmemu gestowi chwycenia za słuchawkę, i które przydałoby się podkopać, by woda, choć maleńkim strumyczkiem, wypłynęła spod drzwi. Oczywiście gwałtowność do niczego nie prowadzi, gniew niszczy zamiast budować, ale myślę, że pan ode mnie też mógłby się czegoś nauczyć. Szkoda, że nie umiem panu powiedzieć o tym nietakcie.
1 listopada 2009
Dziś cieplej...
29 października 2009
Widoki
Nie wyobrażam sobie pracy w biurze, „od – do”. Patrzenia wciąż na te same twarze, jak na okno, które zabite gwoździami nigdy nie da świeżego powietrza. Pan z naprzeciwka kicha, to i ja muszę kichnąć dnia następnego, pani obok ogląda „Modę na sukces” i mnie wciągnie. Pokoje jak klatki, zaraza wciąż ta sama – monotonne stukanie w klawisze, pikantne dowcipy na rozładowanie rannego niewyspania, plotki i narzekania. Niektórzy w takiej atmosferze, w jednym budynku dożywają emerytury. 30 lat za częściowo zamkniętym oknem, aby do 16-17ej i częściowa wolność, bo decyzje nie muszą być już schematyczne, wg pracowniczego programu. Ale czy na pewno? Jeśli ma się jeszcze ochotę i siłę na pasję, jest dobrze. Kiedy są pieniądze, jest wyśmienicie! Ale jeśli zmęczenie i nuda powala na kolana, a matka, żona, kochanka gdera, walczy, żąda, z przyjemnością wraca się rano do schematycznych, przewidywalnych dram. Jakie szczęście, że mnie tam chcą! W roli biurokraty, czasem obszturchanego przez szefa, znienawidzonego przez kolegę w pokoju obok… Ale mam przytulne biurko ze zdjęciami najbliższych, karteczkami, na których można zapisać ulotną myśl, konto na NK, gdzie uczę się grafiki i dialogu. Czego chcieć więcej?
Gdyby los, na początku dorosłego życia, pchnął mnie w rejony biur, na pewno niewiele wiedziałabym o świecie za oknem. Nawet nie próbowałabym się buntować. Klatkę otwieram sobie sama, powoli. Paradoksem jest to, że ludzie potrafią ograniczać i rozwijać. Wszystko zależy od miejsca, z którego ma się widok.
7 października 2009
Do przodu
3 października 2009
Za dużo...
W oczy włożę czarne perełki
Prometejski ogień w ciało tchnę
Poruszę serce na szybie
Zimne i mokre od łez
Poprosisz o piorun
A fontanna deszczu
Kolorem spłynie po dnie
23 września 2009
Mijamy
Mijamy się wpół słowa.
Przerywamy sobie, wpół liścia tracimy kolory.
Mijamy się nieprzeczytanymi listami, nieobejrzanymi filmami, niechcianymi myślami.
Niezrealizowanymi potrzebami uciekamy, ty ode mnie, ja od ciebie.
Wdziałeś, jak skoczył z czwartego pięta i się nie zabił?
Minął się ze śmiercią i leży nieruchomo w łóżku.
14 września 2009
Zacisze
8 września 2009
Urywki
Wyszłam z tamtego gabinetu w pośpiechu. Na korytarzu siedziało kilka osób, a powinna być jedna. Nie, byłam przewidzianą godzinę i ten czas mi się należał. Nie powinnam czuć się winna, że się zasiedziałam, zagadałam i zabrałam czyjś cenny czas. A tak właśnie się czułam. Że ktoś ma poważniejszy problem i większe utarczki z życiem. Czułam się źle, bo moje bolączki były niczym wobec choroby alkoholowej, nieuleczalnie chorego dziecka, czy depresji. A ci ludzie jakoś dziwnie na mnie patrzyli, kiedy z wypiekami na twarzy opuszczałam gabinet. Co ona tam robiła – może myśleli.
Rozmawiałam prawie sama ze sobą, bo to nie on miał mi wyjaśnić podłoże indolencji, ale ja sama, poprzez jego obecność i delikatne wnioski, miałam dotrzeć głęboko do wnętrza.
20 sierpnia 2009
Posiadłość
11 sierpnia 2009
Ważka
Gdybym tak pisała o masie rzeczy nieistotnych, nie byłoby się tu czemu przyglądać. Zrobiłabym sobie uroczy, prywatny śmietnik, na którego szczycie lśni czerwona wisienka z likieru. A kolorowe szmaty zastąpiłyby przybranie ze strzępów słów. Gdyby wszystko, co mną targa mogło zostać przykryte pstrym blichtrem i leżeć spokojnie, czekając pory dojrzewania, nie próbowałabym wykrzyczeć klawiaturą słów prostych, ale trudnych do skomponowania w zdania.
Przyglądam się jak ona – wielkimi, okrągłymi oczami i milczę. Ona nawet z boku łypie na mnie okiem, nie obracając tułowia. Jest spokojna, nie płoszy się bez powodu i nawet najazd obiektywu nie rozprasza jej obserwacji świata. A kiedy dotknę przez nieuwagę delikatnych a długich skrzydełek, poderwie się i z mocą helikoptera zniknie, by obserwować innego człowieka.
Z ukrycia. Ma wspaniały kamuflaż :).
7 sierpnia 2009
Kipi
Gdybym umiała, napisałabym o ptaku z czerwoną obrączką.
Zielonym świerszczu z mojego pieca.
Albo o ziarnku fasoli, które urosło po przejrzeniu się w kałuży.
Gdybym umiała, napisałabym o szczęściu, które miesza się z gniewem, zazdrością i bólem.
I jak tu pisać, kiedy w pół zdania przystaję i zmieniam ślad na moich drogach?
Ptak odfrunął do ciepłych krain, świerszcz zakopał się w ziemi, a fasola umarła śmiercią naturalną, w garnku.
Szczęście kipi tylko wtedy, gdy uda oderwać się go od nieszczęścia.
1 sierpnia 2009
Przechodzę
29 lipca 2009
Między
Czasem kryje się między smyczkami
Niekiedy ucieka po klarnetach
Wpada w młoteczki pianina
Ślizga się po harfie
I wdmuchuje fletem
Zasypia miedzy niespokojną ciszą, a spokojną muzyką
Lubię to, powiada słowo
A echo odbija lustrzaną przestrzeń
Mnie
28 lipca 2009
Siódmy pokos traw
Obudziło mnie dziś potworne warczenie za oknem. Zgraja uzbrojonych ludzi, w niebieskich ogrodniczkach, ryczała metalowymi potworami. Na szczęście nie było to siódmy raz w tym sezonie żniwnym. Tak, bo koszenie trawy należy do tego zgrabnego słowa – żniwa, czyli zbioru i innych czynności wykonywanych podczas lata przy zbożu albo czymś, co gospodarka człowieka uważa za godne eksploatacji. Trawa ścinana pod domami spokojnych obywateli nie należy jednak do płodów natury, które komuś właściwie posłużą (dodam, że ścinana o nieludzkiej porze, czyli około 7 rano). Ona ma służyć upiększaniu miasta, świecąc krótko ogolonymi głowami kwiatów i stożkiami wzrostu. A miasto nie pięknieje. Trawa, siano, leżą na trawnikach, jako szara masa, do następnego pokosu. Czasem zaopiekują się suchymi źdźbłami dzieci. Układają niskie kuczki, próbując stworzyć prowizoryczny dom. To im powinno podziękować miasto za dobrze wykonaną robotę przy żniwach trawy, bo komuś się ona w końcu przydała.
A tym panom, którzy przepisowo budzą nas o bladej godzinie, nie dziękuję. Miałam dziś budzik nastawiony na 9! Gdyby tak po raz siódmy ryczało mi nad głową stado szerszeni, zrobiłabym sianokosy w spółdzielni. Dlaczego oni nie mogą pracować po południu??
27 lipca 2009
Na cenzurowanym
4 miejsca, w których mieszkałam:
- bytowo w mieścicie koło Lublina
- kontaktowo w Irlandii
- kątem na świecie
- czasami w internecie
4 miejsca, do których lubię wracać:
- dom
- wieś
- plaża
- las
4 ulubione potrawy:
- musli
- ryby
- szparagi w sosie beszamelowym
- wszelkie sałatki i desery
4 potrawy, których nie znoszę:
- wszystkie ociekające tłuszczem
- jajka z ziemniakami
- biszkopt
- ....
4 pasje:
- książki
- pisanie
- kody
- włóczenie się i włażenie tam, gdzie nie trzeba
4 miejsca, które bym zwiedziła gdybym miała taką okazję :
- Paryż
- Włochy
- Japonia
- niebo
4 seriale, programy, które lubię:
- Doktor G.
- Ostry Dyżur
- Chirurdzy
- Kiepscy
4 miejsca pracy:
- głowa
- dom
- szkoła
- świat
4 rzeczy, które bym chciała zrobić, przeżyć:
- znaleźć pracę o jakiej marzę
- doczekać remontu/meblowania/spokoju we własnym domu
- podróżować
- być potrzebnym
4 ulubione filmy:
- Skazani na Showseng
- Pulp Fiction
- Osada
- Lektor…
4 rzeczy, które robię po wejściu do internetu:
- odbieram pocztę (kasuję spam)
- sprawdzam co u znajomych
- odpisuję/spamuję/koloryzuję/publikuję u siebie i innych
- oglądam i modyfikuję zdjęcia
osoby, które zapraszam do zabawy:
Słodką (nie)winną
Holdena
25 lipca 2009
Proszę Pana
Czy widział Pan jak oni patrzą na siebie, o czym rozmawiają w trakcie szybkich posiłków w fast food’ach? Nie twierdzę, że posiłek ma być celebracją i mistycyzmem, na pewno nie w przysklepowych restauracjach. Nie twierdzę też, że ma być pożerany nieomal całym ciałem, łącznie ze całą akustyką. Pożerany i betonujący żołądek. Oni nie patrzą, a jedzą siebie wzrokiem padlinożerców. Nie sposób doszukać się w ich wypowiedziach, miedzy mlaśnięciami głębszego, sensu.
Ona i on, tak blisko i tak daleko. On rozprawia o niedociągnięciach w najnowszej wersji programu graficznego, ona o promocji skórzanych torebek. Dwa różne języki przeżuwające tą samą karmę. Zna pan takie sceny? Porównywalne do dantejskich. Za wysoko uderzam? Dante nie miałby nic przeciwko, bo przecież pierwszy wyraz tytułu „Boska komedia” niewiele ma wspólnego z boskością. Można go przetłumaczyć jako: wspaniała, nic poza tym. Bóg zapewne jest wspaniały, lecz związek tych dwojga, nierozumiejących swojego języka, smakujący szybko i przydrożne? Może to ostatnie wychodzi im najlepiej? I dantejskie sceny, piekło, jeśli jeszcze nie, to wkrótce zawiśnie nad ich głowami, rozdzielając ich drogi.
Powie Pan – niekoniecznie. Tak, niekoniecznie, zresztą liczę, że rozwinie Pan swoją wypowiedz ku memu zrozumieniu. W pierwszym wpisie nt o nic konkretnego nie zapytam; może tylko o luźną refleksję?
20 lipca 2009
Red
16 lipca 2009
Wolność
Siedzimy znów koło siebie, nie patrząc w oczy. Nie wypowiadając słów, które zdradziecko rzucają się do lotu. Nie zdradzając żadnym gestem zniecierpliwienia przeciągającą się chwilą nudy.
Nie stało się nic, a miało; rozedrgane emocje ostygły, gdy tylko dotknęliśmy siebie. Czar prysł, pomimo obietnic o większe starania, o szacunek i kochanie. Na dobre i złe. W chorobie, nawet psychicznej... zostaje ciało nie takie stare, by go nie kochać.
Czy można chorego człowieka obarczać przymusem kochania albo zdrowego piętnem trwania do końca z chorym, jeśli jest on jeszcze taki młody? Nie lepiej otworzyć okno i pozwolić odlecieć? Klatka miłości jest taka ciasna...
2 lipca 2009
Właściwie co?
29 czerwca 2009
Zmęczenie
Nie martwić się rajstopami na nogach
Sianem we włosach
Bałaganem krzyczących za oknem dzieci...
Zmęczenie niczego nie wymaga
Prócz zamknięcia powiek
Wśród hałasu i niedokończonych spraw
Czasem z brakiem bezpieczeństwa
18 czerwca 2009
W ciszy
Tu
Gdzie nikt mnie nie zna
I nie podlegam ocenie
Jeszcze
A co potem?
Znów patrzysz na mnie
Z ironią: do ciebie to niepodobne
Jak się zachowujesz?
Myśl poważnie, nie naiwnie
A ja nie chcę
Nie chcę by mnie ktoś poznał czy znalazł
Przykucnę w ciemnym kątku
Powiem pół słowa
Obserwując ludzi w biegu
I Ciebie
Człowieku
17 czerwca 2009
Ból
15 czerwca 2009
Tęcza
Czy ktoś przeglądał się w oczach kochanki?
14 czerwca 2009
Księżniczki nie są w modzie
11 czerwca 2009
Biegiem przez Stare Miasto
Te stare mury są okropne – zatęchle i nieodnowione, niektóre, owszem, odrestaurowane na XIX wieczną modłę, a inne straszą przy Ratuszu ślepotą okien. Albo porozbijane latarnie i kute pomalowane sprayem drzwi? Odstraszając turystów z innych krajów. My, Polacy, jesteśmy przyzwyczajeni do skrajnych różnic w zaniedbaniu, lecz obcy? Jest jednak klimat naszej historii, o której cudzoziemcom niewiele wiadomo, a nawet by jej nie zrozumieli. Mury przechowują wspomniane i marzenia, wspólne korzenie, które zespala wielu razem i nie pozwala poczuć się wyizolowanym ze społeczeństwa. Lubimy być razem, na zakupach, oglądając spektakl w teatrze, przemierzając wąskie uliczki i nawet w domu, czuć, ze za ścianą śpi sąsiad.
Okna
Latarnie
I ludzie
Nieśpieszne przesuwając wzrok po starych murach, nie sposób pozbyć się refleksji, która mnie dość szybko opuściła. Zakupy spowodowały drżenie rąk, co dla zdjęć okazało się opłakane w skutkach. I przez przypadek skończyły się baterie...
9 czerwca 2009
Dewotka
6 czerwca 2009
Klatka?
Dlaczego nie godziłam się na spotkanie? Z jednego powodu – nie chciałam, by stracili do mnie szacunek. Kusiło, kusili okropnie. Tęskniłam za ciepłem, za porankami przy kawie z ciasteczkiem z wisienką, za tostami z miodem przypadkiem wylanym na piersi, za… Dostałabym tylko szybkie klepnięcie w pupę i słowa „musisz już iść” albo „zaraz koniec doby hotelowej”. Odezwiesz się? Czy chwila uniesienia warta jest pustki, z która człowiek później zostaje? Pomimo zaklinań i kilku zdawkowych telefonach po, próżnia miedzy nami by rosła aż do całkowitej ciszy. Nie jestem natrętna i bez problemu odczytuje czyjąś niechęć do kontynuacji dialogu. Odchodzę i nie roszczę pretensji, nie winię za niespełnione chwile, scenariusze bez pokrycia i nie obiecuje wulkanu namiętności.
Chcę być dla Ciebie jak kolorowy lizak z niespodzianką w środku,
ale niezlizany nawet w połowie.
i innej kompozycji zapachowej.
Mówisz - uwielbiam.
A ja mam wyobraźnię
i przeróżne instrumenty badawcze.
Nic ponadto od Ciebie nie chcę.
4 czerwca 2009
Róże ze szczypiorkiem
2 czerwca 2009
Staroć
Lubię starocie. Gromadzę je systematycznie i układam na półki – małe i duże blaszki wytarte na wysoki połysk. Muszą błyszczeć, wtedy nikt nie posądzi ich o wiek podeszły. One stoją dumne, wyprostowane, to nic, że bez nogi, ze zbitym uchem, przemawiają swoją historią. Szepcą o drodze na antyczną półkę, która wcale nie była łatwa. Wiła się wśród małych, dziecinnych rączek, gniewnych oczu męża, nienawistnej koleżanki, wojny i pokoje pełne ludzi. Kiedy w końcu umęczone myślały, że to koniec, czyjeś miękkie ręce pogładziły je czule. Rzeczy zbędne, nieużywane, dla oka niemiłe.
Są ręce, które umieją wydobyć historię z martwych, niechcianych przedmiotów. Ze złomowiska niepamięci wyrwać i sprawić, by ożyły. Ręce nie pracują dla siebie. Robią to dla oczu żyjących. Tych bez historii, ale z przyszłością. Dla faktu.